PVV domagała się m.in. zamknięcia granic dla osób ubiegających się o azyl, czasowego wstrzymania łączenia rodzin oraz deportacji syryjskich uchodźców z powrotem do ich kraju. To ostatnie żądanie Wilders argumentował wskazując, że "sytuacja w Syrii po obaleniu Baszara al-Asada nie stanowi już poważnego zagrożenia dla mieszkańców".

Wśród propozycji, które lider PVV zaprezentował w zeszłym tygodniu, znalazły się również postulaty skierowania wojska do ochrony granic i zamknięcia ośrodków dla uchodźców.

Odrzucili ultimatum Wildersa. Będą nowe wybory

W poniedziałek Wilders zażądał, by pozostałe partie koalicyjne oficjalnie podpisały się pod jego propozycjami i zgodziły się na ich częściowe wdrożenie w ciągu kilku tygodni. W przeciwnym razie zapowiedział wyjście PVV z rządu – i we wtorek spełnił swoją groźbę. Oznacza to konieczność rozpisania przedterminowych wyborów w Holandii.

Reklama

To nie pierwszy raz, gdy spór o migrację doprowadził do kryzysu rządowego. W 2023 r. z tego samego powodu rozpadł się gabinet Marka Ruttego, najdłużej urzędującego premiera w historii kraju (14 lat).

Reklama

"Wilders wybrał własne ego". Koalicja przetrwała dwa lata

W 2023 r. skrajna prawica zyskiwała poparcie w wielu krajach europejskich, m.in. dzięki zapowiedziom ograniczenia napływu migrantów. PVV zdobyła wówczas największą liczbę głosów, ale nie była w stanie samodzielnie utworzyć rządu.

Pozostałe ugrupowania nie zgodziły się na to, by Wilders objął stanowisko premiera. Po miesiącach negocjacji funkcję tę przejął w lipcu 2024 roku bezpartyjny Dick Schoof, były szef holenderskiego wywiadu cywilnego.

Dilan Yeşilgöz-Zegerius – następczyni Ruttego na czele centroprawicowej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji, która ma drugą co do wielkości liczbę mandatów w parlamencie – oskarżyła Wildersa o egoizm i brak odpowiedzialności. Jej zdaniem w koalicji nie było zasadniczych różnic poglądów. A cała awantura "nie dotyczy kwestii azylu", lecz osobistych ambicji Wildersa, który "wybrał własne interesy i własne ego".